piątek, 22 marca 2013

Rozdział 30 - the end

Przepraszam za to co zaraz przeczytacie... Moja wyobraźnia nie zna granic. Ale teraz macie miłą lekturę, która mam nadzieję, że się Wam spodoba :)

---------------


-To idziesz, czy wracamy do domu?
Siedziałam razem z Kacprem w samochodzie i bałam się z niego wyjść. Byliśmy dwa domy dalej od Nathan'a. W jednej chwili nie chciałam tam iść, a w drugiej pragnęłam aby to wszystko już się wyjaśniło. Spojrzałam na kuzyna i bałam się. Bałam się, że Sykes mnie stamtąd wyrzuci, że mnie nie wpuści. Myślałam o tym wszystkim co powiedział Jay. Zdawałam sobie z tego sprawę, że Nathan'owi na mnie zależało i to bardzo. Wiedziałam, że w tej chwili nie jest najlepiej, że może o mnie myśleć różne rzeczy.
Wzięłam głęboki oddech. Poprawiłam swoje ubrania, tak z przyzwyczajenia. Jeszcze raz zerknęłam na Kacpra. Siedział znudzony i bawił się swoją komórką. Nie obchodziło go to co teraz zrobię. On zbyt dobrze mnie znał, znał mój każdy ruch, wszystkie myśli. On wiedział co było dla mnie dobre, a co złe. Lepszego kuzyna nie mogłabym mieć. Nachyliłam się trochę, pocałowałam go w policzek i powiedziałam:
-To idę. - uśmiechnęłam się, wychodząc ciągle miałam wyraz zadowolenia na twarzy.
Byłam tak niedaleko tego domu, a ta droga dłużyła mi się. Myślałam, że to przez to, że może nie powinnam tam iść. Znajdowałam się już coraz bliżej, serce biło mi coraz szybciej. Stanęłam przed drzwiami i moja ręka zatrzymała się tuż przed drzwiami. "Zapukać, czy nie zapukać?" pytanie, które przez tą chwilę miałam w głowie.
Nagle drzwi zaczęły się otwierać. Zobaczyłam w nich Nathan'a i byłam trochę zaskoczona. A on uśmiechnął się do mnie.
-Cześć. - wypowiedział to drapiąc się po głowie.
-Cześć. - odpowiedziałam trochę zawstydzona.
-Wejdź.. - cofnął się trochę i zrobił dla mnie przejście.
Przekroczyłam próg nie patrząc na niego i czułam się zmieszana tym wszystkim.
-Widziałem jak idziesz - zaczął - Akurat przez okno spojrzałem. - tłumaczył się.
Spojrzałam na niego, Nath otworzył usta, aby coś powiedzieć, lecz po chwili je zamknął.
-Napijesz się czegoś? - zapytał i skierował się do kuchni.
Podążyłam za nim i patrząc na wszystkie pomieszczenia przypomniało mi się, jak spałam u niego. Wtedy jeszcze moje życie nie było tak odwrócone do góry nogami. Miałam normalne życia, no prawie. Wspaniałych przyjaciół, bez wielkich problemów. Za bardzo cofnęłam się w przeszłość. Zbyt duży ból wywołało to u mnie. Chciałam coś powiedzieć, lecz łzy pokazały mi się w oczach. Szybko je wytarłam, aby Nath nie zauważył.
-Nathan... - starałam się na niego spojrzeć - Nie przyszłam tutaj w odwiedziny, sam to dobrze wiesz.
Chłopak podszedł do mnie, a ja chciałam się rozpłakać. Usiłowałam nie wybuchnąć płaczem, lecz to było silniejsze ode mnie. Sykes przytulił mnie i powiedział, że wszystko będzie dobrze. Te same słowa wypowiadał kiedyś. Kiedyś kiedy byliśmy przyjaciółmi, bardzo dobrymi.
-Nic nie mów. - przytulał mnie i gładził po włosach. - Pamiętaj, że jesteś dla mnie najważniejsza.
Spojrzałam na niego. Odsunęłam się trochę i wytarłam łzy.
-Ale... To wszystko. Przecież...
-Cicho już. Nie wracajmy do tego co było. Okay? Ale mam jedno pytanie...
Patrzył się na mnie, a ja kiwnęłam głową.
-Wiesz czyje to dziecko? - zapytał.
-Nie. - odpowiedziałam z trudem.
-Dobrze. Więc...Monn bez względu na to co ostatnio się działo, bardzo mi na Tobie zależy. Kocham Cię... - chciał mnie pocałować, lecz ja uniknęłam go i tylko go przytuliłam.
-Nieważne co się stało, nieważne jak oni mówią. Ja zawsze Tobie wierzyłem, musiałem to przemyśleć, ale nigdy nie straciłem wiary w Ciebie. Monika... Wiem, że teraz jest jak jest, ale nie opuszczę Cię.
Patrzyłam i słuchałam go. Trochę ciepło zrobiło mi się i lekko się uśmiechnęłam.
-Dziękuję. - powiedziałam, a on mocno mnie przycisnął do siebie.
-Nie dziękuj. - odpowiedział.
Po chwili uświadomiłam sobie, że Kacper siedzi w samochodzie i nadal na mnie czeka. Odsunęłam się do Nathan'a.
-Przepraszam, zaraz wracam. - szybko ruszyłam do wyjścia.
-Gdzie Ty...  - zaczął.
-Zaraz wrócę - powtórzyłam.
Poszłam do samochodu kuzyna, a on nadal w nim siedział. Otworzyłam drzwi.
-Co jest? - zapytał.
-Idziesz?
On wysiadł ze samochodu, zamknął go i podążył za mną.
-Nath..Kacper ze mną przyjechał i wiesz. Trochę długo tutaj gadaliśmy, nie chciałam żeby tak siedział w samochodzie.
-Spoko. - uśmiechnął się. - Napijecie się czegoś? Czy coś? - spytał.
-To co Wy... Już.. Ten... Tego.. - jąkał się mój kuzyn, a ja się zaśmiałam.
-Pogodziliśmy się. Tyle Ci wystarczy? - spojrzałam na niego z uśmiechem na twarzy.
-Dobra. O nic więcej nie pytam, bo i tak mi nie powiecie - Nathan wybuchnął śmiechem i poszliśmy do kuchni.
-Czego się napijecie? - spytał
-Ja poproszę wody - powiedziałam.
-A ja co tam masz... - Kacper podszedł do niego - Może być ten sok - odpowiedział i wskazał napój pomarańczowy.

Dni mijały, codziennie czułam się coraz gorzej. Ollie w końcu zabrał mnie na oddział. Leżałam na jednej z sal i trochę się nudziłam. Byłam już tutaj pięć dni i nie miałam co robić. Ollie miał kilka dni wolnego, ponieważ trochę się przeziębił. Codziennie przychodził do mnie Kacper i Nathan, gdyż zamieszkał na kilka dni w Hemel. Miło było, gdy przychodził i rozmawialiśmy. Postanowiliśmy nie wracać do tamtej sprawy. Uznaliśmy, że nie ma po co, a dziecko jak się urodzi to wtedy dowiemy się kto jest ojcem. Nathan zachowywał się w stosunku do mnie bardzo opiekuńczo. Pomagał mi, wspierał mnie, tak jak kiedyś.
Kilka dni później Ollie zaproponował, że wyjdzie ze mną na spacer, ponieważ nie mogę tak ciągle siedzieć w szpitalu.
-Przyda Ci się trochę świeżego powietrza. - powiedział.
Ubrałam się jakoś normalnie i wyszliśmy. Wzięłam go pod rękę i spacerowaliśmy w parku obok szpitala.
-Już niedługo poród. Dobrze się czujesz? - spytał.
-Tak, tak.. Bardzo dobrze. - uśmiechnęłam się do niego.
-A ten Nathan.. Czy jak mu tam. Ten co do Ciebie przychodzi to.. Kim dla Ciebie jest?
Spojrzałam się na niego i byłam bardzo zdziwiona jego pytaniem.
-To jest mój przyjaciel. Mówiłam Ci o nim...
-A co on?
-Tak, to on. I może być też ojcem dziecka. Ale dopiero dowiemy się tego za...
-...Za tydzień. - uśmiechnął się do mnie.
-Serio? Już?
-Tak. Nie chciałem Ci nic mówić, bo ciągle byłaś w stresie, chciałem żebyś się zrelaksowała. A teraz w sumie to i tak niedługo, więc mogłem Ci powiedzieć.
-No, no, no... Osz Ty. - popchnęłam go lekko w ramię i w tej samej chwili zobaczyłam jak Nathan robi zdjęcia z fankami.
Patrzyłam się na niego i myślałam o tym jak to będzie jeśli dowie się, że jest ojcem. Tzn. nie wiedziałam tego na sto procent, ale tak przypuszczałam. Już wcześniej o tym myślałam. Nie chciałam mu zniszczyć kariery. Nie chciałam żeby pisali o mnie różne rzeczy w gazetach, bo na pewno by tak było. Czy ja sama chciałam się w to mieszać? Czy chciałabym być z kimś kto non stop pracuje? Kto nie ma prywatnego życia, bo media  chcą wiedzieć wszystko? Czy ja tego chciałam?
Wróciłam z Olli'em do szpitala i powiedziałam, że chce być teraz sama. Nie wiedział co mi się stało, bo w sumie to nic, ale musiałam pomyśleć. Przeprosiłam go i położyłam się na łóżku, a potem zasnęłam.
Nathan przychodził codziennie. Z dnia na dzień myślałam o nim więcej. O tym jak by to było. Próbowałam zachowywać się normalnie. Aż nadszedł czas porodu.

-Witaj piękna. - powitała mnie Nalia razem z Jay'em.
-Cześć. - odpowiedziałam.
-Jaki słodziak. - uśmiechnęła się dziewczyna.
Siedziałam w swoim pokoju u cioci na łóżku. Obok mnie leżał mały. Leon. Tak nazwałam swoje dziecko. Nalia i Jay usiedli obok mnie i zaczęliśmy rozmawiać. Doszło do tego, że powiedziałam im co zamierzam zrobić. Potrzebowałam tylko jakiegoś dna Nathan'a i Justin'a. Loczek zaproponował, że może mi załatwić, więc się bardzo ucieszyłam. Powiedziałam im też, że nie chcę żadnego z nich aby się dowiedział. Chciałam urwać z nimi kontakt. Tak byłoby najlepiej dla mnie i dla nich.
Czas leciał szybko, minął miesiąc. Mały był coraz większy. Mieszkałam nadal u cioci. Przyszedł list do mnie. Wyniki. Otworzyłam kopertę. Nathan... Wynik pozytywny. Wtedy już wiedziałam co zrobić. Leoś spał, a ja założyłam słuchawki i włączyłam "I'll be your strength". Wróciłam wspomnieniami do dni, gdy byłam młoda, gdy miałam marzenia, które były dla mnie nieosiągalne. A teraz? Słyszałam jedynie głos Nathan'a w piosence.
"We can stand so tall together. 
We can make it through the stormy weather. 
We can go through it all together, do it all together, do it all.
 I’ll be your strength.
 I will, I will, I will. 
I’ll be your strength. 
Yes oh , yes I will."


Minęło pół roku. Nie miałam kontaktu z Nathan'em, Patrykiem ani Justin'em. Jay przysłał mi zdjęcia, gdy Sykes był mały. Nathan. Leon. Miałam dużo chwil zwątpienia. Czasem miałam dość swojego życia, czasem dziękowałam Bogu, że je mam i mam takiego małego, kochanego i słodkiego synka. Nieważne, że to dziecko było Nathan'a, ważne, że było moje.
Teraz mam 30 lat, dwójkę wspaniałych dzieci i kochającego męża Olli'ego. Cóż chcieć więcej? Od dnia porodu nie miałam kontaktu z żadnych z chłopaków, nawet nie chciałabym. Mieszkam w Polsce. Wróciłam do kraju. Ollie nauczył się języka i pracuje tutaj w szpitalu. Mimo, że tyle przeszłam nie wracam do przeszłości. Liczy się tylko to co jest teraz i moja przyszłość.

_________________________________________________________________________________

I tak oto zakończyłam to opowiadanie. Już wkrótce kolejne zacznę, mam już wiele pomysłów :) Jeśli ktoś by chciał czytać nowe to pisać w komentarzach :)

poniedziałek, 18 marca 2013

Rozdział 29

Pomogłam cioci przy obiedzie i powiedziałam jej, że ma Jay przyjechać. Gdy skończyliśmy posiłek, ona pojechała do pracy, wujek poszedł spać, ponieważ musiał wcześnie wstać, Kacper oczywiście przy komputerze, a Ola w szkole. Włożyłam naczynia do zmywarki i na chwilę usiadłam na kanapie. Niestety nie posiedziałam długo, zaraz po tym jak włączyłam telewizor zapukał Jay do drzwi. Wstałam i skierowałam się w tą stronę. Uśmiechnęłam się otwierając mu drzwi i przywitałam się z nim.
-Hej piękna. - powiedział.
-Dobra, dobra.. Na pewno nie piękna, ale duża i otyła - zaśmiałam się - Wchodź już.
Jay wszedł do domu, zdjął buty i usiadł na kanapie.
-Chcesz coś do picia? - zapytałam
-Może być herbata - odpowiedział.
-A tak w ogóle, Nalia nic nie pytała? - spytałam idąc do kuchni i nastawiają wodę.
-Nie, powiedziałem, że masz problem i chcesz pogadać z jakimś... mężczyzną - rzekł, a ja się lekko zaśmiałam. - Ale śmieszne, naprawdę. - dodał po chwili.
Wróciłam do niego z herbatami. Usiadłam i zaczęłam.
-No więc... - spojrzałam na niego - dużo się działo ostatnio. Nie kontaktuję się z Wami, tzn. z zespołem tak jak kiedyś. Jedynie Ty i Nalia jesteście do mnie pozytywnie nastawieni.
-Jest jeszcze Max, Tom, Siva... - przerwał mi.
-Jaaaay... - uśmiechnęłam się - Wiesz o co mi chodzi. A dokładniej o kogo.
-Tak, wiem.. Nathan... No i pewnie Justin.
-W pewnym sensie Patryk też. No ale nie o tym chciałam z Tobą rozmawiać. Tylko o samym Nathan'ie.
-To słucham... - popatrzyłam się na niego.
-Przed tym wszystkim, jak się wydało.. - wzięłam głęboki oddech - Czy Nath coś o mnie wspominał? Tzn. o tej... nocy?
-Emm... Wiesz szczerze powiem Ci, że nie jestem pewien, ale ciągle gadał o Tobie - z uśmiechem wypowiedział te słowa - Ale nie mówił nic o tamtej nocy. I tak naprawdę to on się wtedy pierwszy raz upił i powiedział, że nie wie jak się znalazł razem z Bieber'em w łóżku.
-No i o to mi chodziło. - lekko moje warki powędrowały ku górze - Na pewno nic nie mówił?
-Na pewno młoda, na pewno.
-A teraz... Jak on na to zareagował? Na tą teorię Justin'a...
-Cóż, był bardzo zaskoczony i trochę rozczarowany. Chociaż nie do końca nadal wierzy Jus'owi. A teraz siedzi ciągle w domu i pisze te głupie piosenki o miłości. Może nie wszystkie są głupie, ale większość jest o nudna, bo o tym samym.
Wzięłam swoją herbatę w ręce, napiłam się łyk i patrzyłam się na swoje nogi układając każde słowo Jay'a w głowie. Nie wiem czy ja go tak bardzo zraniłam, co on w ogóle o mnie myślał. Chciałam z nim pogadać, ale nie wiedziałam czy to byłby dobry pomysł. Miałam tysiące myśli, ale żadnego dobrego wyjścia. Chciałam, żeby było jak najlepiej, chciałam żeby było jak dawniej. Problem był w tym, że już tak być nie mogło.
Rozmawiałam jeszcze chwilę z Jay'em o innych rzeczach. Nie chciałam już nawiązywać do tego tematu, na koniec zapytałam się czy odwiedzenie Nathan'a byłoby dobrym pomysłem.
-Jak najbardziej. - uśmiechnął się - I to jak najszybciej. - przytulił mnie.
Pożegnałam się z nim i odjechał, a ja sprzątnęłam kubki po herbacie i poszłam się położyć.
Niedługo po tym jak się położyłam w swoim pokoju na łóżku ciocia wróciła z pracy. Weszła do mnie i spytała się jak tam rozmowa.
-Świetnie, tylko... Masz wolną sobotę? - spytałam.
-Chyba tak, a co?
-Mam do Ciebie wielką prośbę, zawiozłabyś mnie, albo Kacper do Londynu?
-Co ja? - krzyknął nagle mój kuzyn z pokoju obok.
-To może on będzie taki miły, bo w końcu cały dzień siedzi w tym pokoju przed komputerem. Chwila przerwy mu nie zaszkodzi. - powiedziała ciocia i weszła do jego pokoju.
-O co chodzi? - zapytał.
-O to chodzi, że w sobotę jedziesz z Moniką do Londynu. - odpowiedziała mu.
-A po co?
-Mnie się nie pytaj, ona ma jakieś sprawy do załatwienia. - ciocia wyszła z jego pokoju, uśmiechnęła się do mnie i zeszła na dół.
Po chwili Kacper zjawił się u mnie.
-Czy Ty naprawdę musisz mnie tak męczyć? - spytał.
-Ale o co Ci chodzi? - zaśmiałam się - Ty lepiej spójrz na mnie, nie wiesz ile ja się codziennie męczę. Po prostu mi pomożesz. Okay? - spojrzałam na niego.
-Dobra, pewnie chcesz jechać do któregoś z chłopaków...
-A dokładniej do Nathan'a.
Kacper dziwnie się na mnie spojrzał, uśmiechnął się, a wychodząc powiedział.
-Ja już Ciebie w ogólne nie rozumiem. - po czym dodał gdy już był u siebie - Baby są jakieś dziwne.

-To co, jedziemy czy nie? - spytał Kacper, gdy siedzieliśmy razem na kanapie przed telewizorem.
-Tak, jedziemy. Wstawaj. - powiedziałam po czym sama podniosłam się i zaczęłam zakładać buty.
Siedziałam już w samochodzie, gdy mój kuzyn się gramolił. Wsiadł do samochodu i ruszyliśmy. Przez drogę zapytał się tylko po co tam chcę jechać.
-Głupie pytanie, jakbyś nie wiedział - spojrzałam na niego.
-Ach.. Ty go kochasz, prawda?
-Cóż, czy go kocham, to wielkie słowo... - zaczęłam.
-Ale go kochasz. Ja to wiem - zerknął na mnie i się uśmiechnął, a ja odwzajemniłam to.
-To po co pytasz?
-Chciałem wiedzieć co powiesz. I się okazało, że okłamujesz samą siebie.
-Nie prawda - spojrzałam na swoje ręce, które nie wiedziałam dlaczego się trzęsły mi się, oparłam się o zagłówek i zamknęłam oczy - Dobra... - dodałam po chwili - Może i okłamuję, ale.. Wszystko okaże się dzisiaj.
Dopiero od tej chwili pojęłam, że przecież jadę do Nathan'a. Wtedy zaczęłam myśleć o tym co ja mu powiem, zdałam sobie sprawę, że byliśmy już bardzo blisko, a ja coraz bardziej się denerwowałam. Kacper powiedział, żebym była spokojna, ale ja nie potrafiłam. To miała być jedna z najważniejszych rozmów w moim życiu.

czwartek, 14 marca 2013

Rozdział 28

Poszliśmy na miasto. Ollie zaprowadził mnie do jakiejś restauracji.
-Czego się napijesz? - spytał.
-Wystarczy woda. - odpowiedziałam.
-Okay, to zaraz wracam. - usiadłam przy jednym ze stolików i czekałam na niego. Gdy wrócił usiadł na przeciwko mnie. - Chcesz coś jeszcze?
-Nie, dziękuję - uśmiechnęłam się, a po chwili kelnerka przyniosła mi wodę, a jemu jakiś sok.
-Dobrze, no więc... Chciałem nie tylko z Tobą spędzić czas ale również od kilku dni coś we mnie siedzi, żeby z Tobą porozmawiać.
-No więc słucham... - spojrzałam na niego.
-Przed tym jak trafiłaś do szpitala dużo o Tobie słyszałem. No wiesz, media, gazety, internet. Ty i ten Twój przyjaciel... Nathan o ile dobrze pamiętam.
-Ale nie tylko on był mi bliski, z całą piątką się przyjaźniłam, tzn. nadal myślę, że tak jest, tylko ja wolę się już - zerknęłam na brzuch - z tym nie pokazywać.
-Rozumiem. Ale miałaś jakiegoś partnera, prawda.. Bo z kimś to dziecko musiałaś zrobić - zaśmiał się, a mnie nie było do śmiechu. - Przepraszam jeżeli Cię uraziłem. - dodał po chwili.
-Przecież dobrze myślisz, tylko że to dla mnie trudny temat.
-Bo właściwie... Chciałem o tym pogadać. Nie chodzi tylko o Ciebie, ale również o dziecko.... - zaczął.
-Jeśli chodzi Ci o to czy sobie poradzę bez ojca dziecka, to tak.. Dam radę. Mam wspaniałą rodzinę i to mi wystarczy. - powiedziałam oschle i patrzyłam się jedynie w swoją szklankę z wodą.
Nastała niezręczna cisza i nikt z nas nawet się nie ruszył.
-Już wolę być samotną matką niż szukać ojca dziecka. - zaczęłam, byłam bliska płaczu, ale Ollie chyba to wyczuł, bo wstał, zapłacił rachunek i wyszliśmy.
-Jeśli nie chcesz nie musisz mówić, pójdziemy do mnie okay? - objął mnie za ramiona i ruszyliśmy w stronę jego domu.
Przez ten czas nikt nie wypowiedział żadnego słowa. Ja nie wiedziałam co powiedzieć, a on po prostu czekał, aż ja zacznę. Gdy doszliśmy wprowadził mnie do swojego domu, rozebrałam się i pierwsze co zrobiłam to usiadłam na kanapie, ponieważ zaczęły mnie boleć plecy.
-Dobrze się czujesz? - zapytał.
-Tak, tak.. Tylko muszę chwilę posiedzieć - odpowiedziałam i się uśmiechnęłam.
Ollie usiadł obok mnie i ciągle się na mnie patrzył.
-Co tak się patrzysz? - spytałam.
-Tak jakoś... Chciałbym Ci pomóc, tylko nie wiem jak, bo Ty nie chcesz żadnej pomocy.
Spojrzałam się na niego, a łzy same poleciały mi z oczu. Przytulił mnie, a ja gdy ochłonęłam opowiedziałam mu wszystko. Od tamtej nocy, aż do dnia kiedy Pat mnie zostawił. Na początku nic nie mówił, ale w końcu przemówił.
-Monn, Ty wiesz, że to nie może tak zostać. Jak dziecko się urodzi musisz zrobić test na ojcostwo. Przecież...
-Nie, Ollie, nie, nie, nie. Ja nie mogę. - znowu płakałam.
-Cii... - uciszał mnie, a ja siedziałam wtulona w jego tors.
-Jeśli to zrobię będzie jeszcze gorzej niż teraz. Już dużo zepsułam, czy mogę jeszcze więcej? Zniszczę im karierę. Nie chcę tego.
-Może uda się jakoś tego uniknąć. To są gwiazdy, poradzą sobie, mają kupę kasy, a Ty?
-Oni są... Byli moimi przyjaciółmi. Przynajmniej Nathan i Justin. A teraz... Nie wiem co o mnie myślą. Nawet nie wiem jak oni się o tym dowiedzieli. Nath na pewno nic nie wiedział, ale Jus... Przez kilka miesięcy nic nie mówił, a musiał nagle wypalić. Jakby od razu nie mógł powiedzieć. Wtedy nie zraniłabym tak Patryka... Właściwie on myśli, że go okłamałam, ale ja naprawdę nic nie pamiętam.
-Musisz jeszcze pogadać z pozostałą czwórką...
-Jay, Max, Tom i Siva... - zaczęłam, a po chwili wpadłam na pomysł - Wiem. Jay. Jest chłopakiem mojej przyjaciółki, która od początku też wszystko wiedziała. Teraz mam tylko nią, bo jedyna mi wierzy i jest po mojej stronie. A Jay, w sumie też mogę nazwać go przyjacielem. Będę z nim musiała pogadać...
-No widzisz, jak chcesz to potrafisz. - zaśmiał się, a ja lekko go walnęłam pięścią w ramię.
-Dzięki. - uśmiechnęłam się. - Ja już chyba powinnam się zbierać.
-Odprowadzę Cię - powiedział.
Tym razem spacer wyglądał trochę inaczej. Rozmawialiśmy. A dzięki rozmowie w jego domu poczułam się znacznie lepiej. Teraz tylko musiałam pogadać z Jay'em. Najlepiej to się z nim spotkać, z tym był większy problem. Gdy doszliśmy do domu, pożegnałam się z nim i przypomniał mi o kolejne wizycie. Wchodząc do domu przywitałam się z ciocią i poszłam do pokoju. Od razu wyciągnęłam komórkę i zadzwoniłam do loczka.
-Cześć McGuiness.
-No cześć.
-Muszę z Tobą pogadać, ale to nie jest rozmowa na telefon. - powiedziałam.
-Okay, no to może do Ciebie przyjadę czy coś. - zaproponował.
-Dobrze. Może jutro? Dasz radę? - spytałam.
-Pewnie. Ale z Nalią, czy...
-Sam. Okay?
-Okay. To do zobaczenia.
Rozłączyłam się i położyłam na łóżku. Ostatnio coraz częściej bolały mnie plecy, ale nie chciałam nic mówić Ollie'mu. Była połowa kwietnia, więc nie dużo do porodu. Flint powiedział, że na początku maja będą mnie ciąć, ale dokładnej daty nie podał.

_________________________________________________________________________________

Jest choroba jest i wena ;)
To zostało jeszcze jakieś 12 rozdziałów :D

poniedziałek, 11 marca 2013

Rozdział 27

Nalia zadzwoniła do mnie przed południem. Siedziałam u Kacpra w pokoju i oglądaliśmy jakieś głupoty na you tube. Powiedziała, żebym zeszła i otworzyła drzwi. Byłam akurat sama z kuzynem, ponieważ był Sylwester, więc ciocia, wujek i Ola pojechali coś kupić. Kackers z racji takiej, że byłam u nich postanowił zostać w domu. Wcześniej planował iść gdzieś do kolegów. Nie chciałam go zatrzymywać, ale wolał zostać.
Zeszłam na dół i podążyłam do drzwi od drugiej strony, a przez szybę zauważyłam Nalię. Szybko jej otworzyłam i mocno ją uściskałam. Bardzo się ucieszyłam, że przyjechała.
-Witaj piękna. - powiedziała.
-Cześć kochana. - przytuliłam ją ponownie. - Spodziewałam się Ciebie wcześniej, ale napisałaś, że niespodzianka będzie innego dnia, więc zwątpiłam, że możesz przyjechać - rzekłam.
-Przepraszam, ale wtedy nie wypaliło. - uśmiechnęła się - No ale mam nadzieję, że nie przeszkadzam dzisiaj.
-Nie, oczywiście - powiedziałam i chciałam zamknąć drzwi.
-Poczekaj... - rzekła i wyszła, a ja patrzyłam się jak idzie.
Wyszła za małe podwórko i po chwili wróciła prowadząc za sobą Jay'a.
-Inaczej bym tutaj nie przyjechała... - zaczęła - Jeśli nie będziemy przeszkadzać to wiesz... Chcielibyśmy zostać na noc. Wiem, że jest Sylwek, ale chciałam Ci zrobić niespodziankę i w ogóle... Eh..
-Nie, no coś Ty! - powiedziałam - Możecie zostać. Zaraz zadzwonię do cioci i powiem Kacprowi. Na pewno będą zadowoleni.
Zamknęłam drzwi i poszłam po telefon.
-Kto to? - zapytał kuzyn.
-Chodź to się przekonasz - rzuciłam i zeszłam do nich. - Okay, za chwilę zadzwonię, a tym czasem.. Chcecie coś do picia? - spytałam.
-Jakiś sok, czy coś - odpowiedział Jay.
-Już się robi... Rozgośćcie się - ruszyłam w stronę kuchni i zauważyłam Kacpra - O dobrze, że jesteś. Daj dwie szklanki i jakiś sok, bo gości mamy.
-Yyy.. Dobra. - odpowiedział chłopak.
Siedzieliśmy w czwórkę rozmawiając o wszystkich wydarzeniach, do których w minionych miesiącach doszło. Nie było mi łatwo, ale lepiej się mi zrobiło, gdy powiedziałam im o tym. Oni i tak już najwięcej wiedzieli, a teraz jeszcze to. To wszystko było dziwne, jeszcze dziwniejsze niż wcześniej. Zdawało się być takie głupie, ale jednak z drugiej strony bardzo interesujące. To było gorsze niż jakikolwiek film. Na było początku łatwo, a z czasem stawało się to uciążliwe. Przez jakiś czas wmawiałam sobie, że to dziecko Patryka. Potem stało się coś, czego w ogóle nie rozumiałam. On usłyszał inną wersję tamtej nocy, wszystko się skomplikowało. Nie wiedziałam kto za tym stoi, ale zastanawiało mnie to, czemu Justin robił wszystko, żebym w końcu to przyznała, że to dziecko na pewno nie jest Pat'a. Nie myślałam, że on wymyślił sobie tą bajeczkę, musiałam do tego dojść, ale dość szybko się to nie rozwiązało.

Kolejne dni, tygodnie i miesiące mijały w spokoju. Byłam w 8 miesiącu ciąży. Chodziłam co tydzień na kontrolę, okazało się, że moja ciąża jest zagrożona, ale doktor Flint nie chciał mnie zatrzymywać w szpitalu. Od tamtego czasu, gdy trafiłam przed świętami na oddział, Ollie Flint był moim nowym lekarzem. Miałam nawet okazję się z nim zaprzyjaźnić.
-Cześć. - powitał mnie, gdy weszłam do gabinetu.
-Hej. - odpowiedziałam z uśmiechem.
-I jak? Nie miałaś żadnych bóli? - spytał.
-Nie, ostatnio jakoś nic. - odpowiedziałam.
-To dobrze. Bardzo dobrze. Dzisiaj nie będę Cię męczyć, więc zobaczymy Twoje maleństwo za tydzień. Okay? - uśmiechnął się.
-No spoko. Ale jakby coś to będę dzwonić. - chciałam już wyjść, lecz Ollie mnie zatrzymał.
-Monn, moglibyśmy się spotkać jutro? Gdzieś wyjść, na spacer czy coś... - zapytał.
-Dobrze. Nie ma sprawy - przytuliłam go, pożegnałam się i wyszłam z gabinetu.

Szykowałam się do wyjścia z Ollie. Ola weszła do pokoju i spytała gdzie się wybieram.
-Idę na spacer - odpowiedziałam z uśmiechem.
-A kto to taki?
-Przyjaciel, lekarz, który będzie wyciągał moje dziecko z brzucha - zaśmiałam się.
-Aaa... Będzie coś z tego? - kolejne pytanie.
-Ola... - uśmiechnęłam się do niej - Raczej nie. - przytuliłam się.
Skąd jej przyszła taka myśl? Nigdy nie myślałam żeby coś z Ollie było. Dla mnie był tylko przyjacielem. Nie potrafiłabym chyba z nim być.
-Monika! - krzyknęła z dołu ciocia - Ktoś do Ciebie.
-Okay, już idę - odpowiedziałam, wyszłam z pokoju i zeszłam na parter.


________________________________________________________________________________

Cii nikt nie widzi, że jestem na lapku haha ;D
Wena jest, gdy kompa brak ;(

sobota, 9 marca 2013

Rozdział 26

Nie wiem jak to się stało. Tyle zmian przez tak krótki czas. Na dodatek źle się czuję, ale nie chcę tego mówić cioci, Kacper jedynie wie. Powiedział żebym poszła do lekarza, ale ja nie chcę. Nie wiem też czy chcę tego dziecka. Urodzę je, ale myślałam o tym, żeby oddać. Tak chyba będzie lepiej. Codziennie siedzę w pokoju i nie mam ochoty nigdzie wychodzić. Zrobiło się jeszcze zimniej, zbliżają się święta. Nie utrzymuję kontaktów z żadnym z chłopaków. Nalia czasem mnie odwiedzi, gorzej z Natalie... Wszystko zaczęło się, gdy wróciłam z Nathan'em i Justin'em do Hemel.

*throwback*

-Nie rozumiem... Przecież wszystko wiesz co się tamtej nocy stało. Dlaczego chcesz ze mną o tym rozmawiać? - spytałam.
-Bo... Sam nie wiem. Muszę wszystko poukładać... - zaczął.
-Nie chcesz tego dziecka? Bo nie jest Twoje? - przerwałam mu.
-Monika, wysłuchaj mnie, okay? Chodzi mi o to, że - wstał i opuścił głowę w dół - Nie wiem jak Ci to powiedzieć.... - patrzyłam na niego pytająco - Dobra - wziął głęboki wdech i po chwili wypuścił z płuc powietrze. - Ja już tak nie mogę, nie wiem w co wierzyć. Komu wierzyć... Straciłem zaufanie do wszystkich. Ty mówisz, że nic nie pamiętasz, lecz Justin mówiąc mi o tym przekonał mnie, że sama tego chciałaś, a potem udawałaś, że film Ci się urwał. Z Nathan'em jeszcze nie gadałem, jakoś nie miałem okazji, ale to wszystko trzeba wyjaśnić, bo ja tak nie mogę. Bieber powiedział wszystko Natalie, a przez ten czas jak tam byliście pocieszałem ją i... - patrzył na mnie i nie umiał dokończyć.
Nie musiał. Jego słowa i tak zrozumiałam bardzo dobrze. Wstałam, lekko go popchnęłam, bo stał mi na przejściu i wyszłam z pokoju. On tam został, nie raczył za mną ruszyć. Założyłam kurtkę i wyszłam z domu. Coraz więcej łez leciało mi z oczu, kierowałam się w stronę domu cioci. Przez całą drogę płakałam, było ciemno, lecz latarnie się jeszcze świeciły. Połowa października. Cisza, spokój. Kilka samochodów, ludzie wracający z pracy do ciepłego domu. Ja dopiero co wróciłam, a już czuję się odrzucona, samotna i zdradzona. To ostatnie było najgorsze. Gdy doszłam otworzyłam drzwi, a ciocia zdziwiła się trochę widząc mnie o tej porze. Przytuliłam ją i poszłam do pokoju, a którym spała Ola. Położyłam się na drugim łóżku i zasnęłam.
Na następny dzień opowiedziałam jej wszystko zaczynając o tamtej nocy. Pojechałam z wujkiem do domu Patryka, postanowiłam, że zabiorę swoje rzeczy i wrócę do cioci.

*koniec*

Nie było tak jak sobie to wyobrażałam. Miało być fajnie, super, pięknie, jest do dupy. Odpoczynek. Tego mi trzeba było. Nie wiedziałam kiedy wyjdę ze szpitala. Do porodu zostało 5 miesięcy jeszcze, a ja nie czułam się najlepiej. Codziennie ktoś mnie odwiedzał, ciocia, wujek, Kacper, a nawet Nalia. Chciałam ten dzień spędzić z rodziną, przynajmniej tą co mam tutaj. Pierwszy dzień świąt.
Leżałam i patrzyłam się w sufit, myślałam o wszystkim byle nie o tym co działo się w ostatnich dniach. Moje rozmyślenia przerwał lekarz, który wszedł do sali.
-Dzień dobry - powiedziałam.
-Oj bardzo dobry, prawda Pani Moniko? - uśmiechnął się do mnie.
Był młody, możliwe, że w wieku Nathan'a. Jako nowy lekarz nie zajmował się mną jak poprzedni, gdy trafiłam tutaj po raz pierwszy. Był też dość przystojny i wydawał się bardzo miły. Miał krótkie blond włosy, niebieskie oczy i piękny uśmiech.
-A czemu miały być dobry? - zapytałam - Pierwszy dzień świąt, a ja leżę tutaj. - kontynuowałam.
-Pewnie by chciała być Pani z... ojcem dziecka. - powiedział niepewnie.
-Nie, raczej nie... - odpowiedziałam - Gdybym tylko wiedziała który to.. - dodałam w myślach.
-Okay, to o więcej już nie pytam - odpowiedział i zaczął sprawdzać coś tam w karcie. - A więc... - zaczął - Mam nadzieję, że ma kto dzisiaj Cię odebrać ze szpitala - rzekł.
-Co? - nie bardzo go rozumiałam.
-Wypuszczę Cię, ale pamiętaj, dbaj o siebie, nie przemęczaj się, ani nie denerwuj. Odpoczywać, bo to najważniejsze - uśmiechnął się po raz kolejny i wyszedł z sali.
Sięgnęłam po telefon i zadzwoniłam do cioci, że właśnie dowiedziałam się, że chcą mnie wypisać dzisiaj. Ucieszyła się i powiedziała, że zaraz przyjedzie.
Po 3h byłam już w domu. Dostałam swoje prezenty, które czekały na mnie od poprzedniego dnia. Cieszyłam się, że mogłam znowu z nimi tutaj być. Ciocia naszykowała kolację i zjedliśmy ją wszyscy razem, potem poszłam do pokoju i włączyłam laptop. Weszłam na twitter'a i facebook'a. Ogarnęłam wszystko i zalogowałam się na skype. Nalia była dostępna i od razu jak ją zobaczyłam zadzwoniłam do niej.
-Hej kochana - uśmiechnęłam się do kamery.
-No cześć duża - powitała mnie.
-Oj nie przesadzaj, jeszcze aż taka duża nie jestem. - rzekłam.
-Jak tam się czujesz? - spytała.
-Dzisiaj wróciłam ze szpitala i czuję się lepiej. Tak w ogóle to wszystkiego najlepszego.
-Tobie również i żeby... No wiesz, wszystko się ułożyło. - uśmiechnęła się do ekranu
-Chciałabym Cię teraz tak mooooooocno przytulić. - zaśmiałam się.
-Może będziesz mieć okazję jutro - odpowiedziała.
-Jak?
-Niespodzianka. Dobra kochana, ja muszę kończyć. Papa.
Wyłączyłam skype, a po chwili laptopa. Nie wiedziałam co Nalia miała na myśli mówiąc te słowa. Czy przyjedzie? Wszystko okaże się na następny dzień.  Postanowiłam pójść się umyć i spać, aby w końcu się wyspać w wygodnym łóżku.


_________________________________________________________________________________

Po dłuższym czasie jest kolejny rozdział. Mam złe wiadomości.
Rozdziały będą się pojawiać co tydzień. A przy 40 rozdziale kończę to...